IndeksSzukajLatest imagesRejestracjaZaloguj

Share
 

 Yi Jayden

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość
Yi Jayden

Yi Jayden

https://trainee.forumpolish.com/t480-yi-jayden#1629 https://trainee.forumpolish.com/t481-jay#1632 https://trainee.forumpolish.com/t491-jay#1694
Wiek : 23
Wzrost i waga : 165 cm , 56 kg
Orientacja : hetero

Yi Jayden Empty
PisanieTemat: Yi Jayden   Yi Jayden EmptyNie Lip 17, 2016 6:01 pm


Yi Jayden
» Moriuchi Hiroki «

BNS

profesja
Trainee
data urodzenia
25/12/1994
pochodzenie
Boston, USA
znane jezyki
Angielski, Chiński, słaby koreański
orientacja
Hetero

HISTORIA
Yi Jayden, typowy amerykański dzieciak który chyba nigdy nie wyrósł z okresu buntu ku rozpaczy swoich rodziców. Jego rodzina stanowi prawdziwą mieszankę etniczną, a to w dużej mierze przełożyło się nie tylko na sposób wychowania chłopaka ale też na ustawiczne konflikty na linii ojciec syn. Jego matka jest w połowie Koreanką, a w połowie Chinką. Do Bostonu, bo tam urodził się Jay, wyemigrowała mając około dwudziestu lat. Głównym powodem były różnice charakterów i chęć zasmakowania zupełnie innego życia.  Po jednej z większych kłótni, po prostu spakowała się i zabrawszy wszystkie swoje oszczędności wyjechała za ocean. Łapała się wszelkiej pracy, od zmywaka, przez bycie żywą maskotką po wyprowadzacza psów. Robiła co mogła by móc śnić swój amerykański sen, który tak niegościnnie ją przywitał. Właśnie w jednej z kawiarni poznała swojego przyszłego męża. Był nim właściciel lokalu, mało przyjazny chińczyk, który swoją kamienną i wiecznie niezadowoloną miną przykuł jej uwagę. Według Jaya jego matka była kretynką wychodząc za niego, ale głównie patrzył na nich przez pryzmat własnej relacji z ojcem.
Na świat przyszedł 25 grudnia 1994 roku. Musiał sprawić rodzicom taki a nie inny prezent z hukiem obwieszczając początek życia. Jak niemowlak był prawdziwym utrapieniem. Często się budził nie dając nikomu spać po nocy domagając się wszystkiego płaczem. Kiedy podrósł był żywym srebrem, którego nie sposób było upilnować. Nie raz lądował w szpitalu bo spadł z drzewa, wpadł w żywopłot, poraził go prąd bo wsadził gwoździe do kontaktu lub zachciało mu się ugryźć szklankę.  Co zabawniejsze im ojciec bardziej go karcił tym Jay wymyślał coraz bardziej kreatywne sposoby by zrobić mu na złość. Raz chociażby w ramach odwetu za brak kupna mu jego ulubionych chrupek krewetkowych, podniósł kawałek szkła z ziemi i porysował całe drzwi samochodu. Prawdopodobnie chciał napisać, że ojciec to gnojek ale wyszły mu jedynie nieczytelne bazgroły. A jaki dumny z siebie był, nawet porządne lanie i szlaban na telewizję nie pozwoliły mu zmyć z buzi tego zadowolonego uśmieszku. W jego ocenie nie zrobił absolutnie nic złego. Trzeba było mu kupić chrupki to problemu nie było.
Gdy miał 8 lat, matka postanowił wziąć sprawy w swoje ręce i jakoś zapanować nad rozpuszczonym przez siebie jedynakiem. Trzeba było znaleźć mu jakieś zajęcie, gdyż pokłady energii jakie w sobie skrywał przekraczały wszystkich oczekiwania. Należało znaleźć mu dość absorbujące hobby, którym okazała się być muzyka. Jego matka zawsze miała marzenie by się tym zajmować, jednak nie miała mu temu warunków. Swoje ambicje więc przelała na dziecko z nadzieją, że chociaż on osiągnie to czego nie było jej dane. Zapisała go na lekcje gry na wiolonczeli, których szczerze nie znosił. Nudziło go ciągłe powtarzanie tych samych melodii jakiś starych pierników dawno zjedzonych przez robaki. Nie to mu w duszy grało, lecz mimo to te dwa razy w tygodniu zamykał się na godzinę w Sali z nauczycielem ciągnąc smyczkiem w tą i z powrotem. Perspektywy czasu doszedł do wniosku, że te lekcje pomogły mu w jednym, lepiej rozumiał muzykę, zasady jakimi powinna się kierować no i przede wszystkim jak czytać nuty. Niekiedy nawet z sentymentem wspominał te nieliczne występy od których wszystko się zaczęło. Nadal potrafi grać, ale minęło sporo czasu odkąd ostatni raz trzymał w ręku instrument.
Jego życie płynęło w miarę spokojnym tempie aż do liceum. To zwykle też tam zaczynają się problemy i musisz zdecydować gdzie tak właściwie znajduje się twoje miejsce na ziemi. Nigdy nie miał problemu w zawieraniu znajomości, tyle że z równą łatwością popadał w kłopoty. Nie raz wracał poturbowany do domu z radością oznajmiając ojcu, że jego przeciwnik był w znacznie gorszym stanie. Był zawieszony trzy raz, dwa razy zmieniał szkołę. W końcu nawet przestał próbować znajdować nową klikę w której towarzystwie miałby zostać na dłużej. Miał za to 4 znajomych z którymi pod wpływem impulsu założyli zespół. Jay stanął na pozycji wokalu odkrywając, że jeszcze nigdy nie czuł się tak dobrze jak wtedy gdy mógł drzeć się do mikrofonu z przyjaciółmi grającymi tuż za jego plecami. Był w swoim świecie napawając się każdą chwilą. Matka była zachwycona ścieżką jaką zdecydował się pójść jej syn. Szczególnie, że dzięki temu relatywnie się uspokoił. Wciąż spędzał mnóstwo czasu poza domem, wdawał się w bójki, imprezował ale przynajmniej miał jakiś kierunek w którym chciał podążać. Do tego zaczął uczyć się grać na gitarze trochę więcej czasu spędzając w pokoju lub garażu. Niestety coś było za coś. Zespół tak bardzo pochłaniał jego uwagę, że oceny leciały na łeb na szyję. Do tego częste wagary i zrywanie się z zajęć, bo przecież próba nie może czekać. Im większe miał problemy w szkole tym bardziej kłócił się z ojcem. Nie potrafili znaleźć wspólnego języka na każdej płaszczyźnie. Do tego stopnia, że po tym jak Jay zwyczajnie zawalił rok, zagroził my wysłaniem go do szkoły wojskowej. Młody Yi w odpowiedzi na to uciekł z domu i ostatecznie plany zostały porzucone. Tym jednym posunięciem jednak zerwali ze sobą większość kontaktów traktując się jedynie jak współlokatorów. Kochany papcio nawet zażądał by jego syn płacił za wynajem pokoju co skończyło się kolejną awanturą. Dobre sobie, Jayden nie będzie płacił nikomu a już na pewno nie ojcu.
Czas płynął, chłopak w końcu zaliczył liceum i tu pojawił się problem co dalej. Perspektywa studiów nie bardzo mu się uśmiechała, szczególnie, że ojciec nie zamierzał wyłożyć na to choćby złamanego centa. Utrzymywać też go nie chciał uznając, że temu nierobowi przyda się jakaś nauczka. Tak oczywiście. Jego matka próbowała interweniować, ale nawet ona nie mogła zbyt wiele zdziałać. Szczególnie, gdy w pokoju syna znalazła zioło ukryte w jeden z kurtek. Co zabawne, nie należało ono nawet do niego tylko do perkusisty, który poprosił go o przechowanie działki na kilka dni. Ojciec Jaya chciał go natychmiast wydać policji oskarżając go o dilerkę i tym podobne. Było mu już wszystko jedno. Znowu spakował torbę i wyniósł się z domu waletując przez dwa tygodnie po znajomych. Kanapa w końcu jest całkiem wygodna. Ten czas dął mu sporo do myślenia. Muzyka była jedynym co tak naprawdę potrafił robić, to była jego szansa i droga którą mógł podążyć. Kiedy zadzwoniła do niego matka z niechęcią wrócił do domu. Tam dostał dwie propozycje. Albo uda się do Akademii Wojskowej, gdzie ojciec miał znajomości albo ma na poważnie zabrać się za ten swój pieprzony zespół  i więcej im się na oczy nie pokazywać. Po długiej dyskusji ustalili, że Jay wyjedzie do dziadków do Koreii by tam uczyć się profesjonalnie śpiewu. W pierwszej chwili chciał ich wyśmiać, ale widząc poważne miny zrozumiał, że żarty się skończyły. W końcu zagryzając wargę przystał na druga opcję. Nie podobała mu się ona, uważał, że dołączanie do wytwórni muzycznej w Azji to strata czasu, ale było to już lepsze niż szkoła wojskowa. Za bardzo lubił swoje włosy by tam iść.
Parę tygodni później jego babcia odebrała go z lotniska. Tu było tak… dziwnie. Pomijając już fakt, że Jay niewiele rozumiał co się do niego mówiło. Koreański znał naprawdę słabo. W domu najczęściej posługiwał się angielskim ewentualnie chińskim. Mimo to uśmiechał się i potakiwał zastanawiając się, czy ta akademia nie byłaby lepszym wyjściem. Tam chociaż nie musiałby zawracać sobie głowy nauką kolejnego dziwnego języka. Zwłaszcza, że na debiucie tutaj i rozwoju kariery mu zwyczajnie nie zależało. W domu miał swój zespół, a nawet jeśli on się rozpadnie to zwyczajnie założy nowy. Skoro jednak obiecał, zgłosił się na kilka przesłuchań aż wreszcie dostał pozytywną odpowiedź od BNS. Nie oszukiwał się, pasował do tego miejsca jak pięść do nosa, ale mimo to zabrał swoje rzeczy, przerzucił gitarę przez ramię i pojechał do Seulu udając porządnego trainee.

CHARAKTER
Tak zwany buntownik z wyboru. Rozpieszczany od dziecka przez matkę wiedział, że nie ma dla niego rzeczy nie do zdobycia. Wystarczyło odpowiednio długo i mocno naciskać, a w końcu dostawało się to czego się chciało. W dużej mierze to właśnie ją powinien winić za swój krnąbrny sposób bycia. Ją i ojca despotę. Jest jedynakiem, a to w wielkim skrócie oznaczało, że zawsze, wszystko było tylko dla niego, wiele rzeczy uchodziło mu na sucho, za młodu dając fałszywe poczucie bezkarności. Bo co z tego, że papa zaczął go łajać, jak mamusia zaraz przybiegała by utulić go i uspokoić mówiąc, że wcale nie jest złym dzieckiem. Zdecydowanie więc darzył większym szacunkiem matkę i jeśli ktoś chciał by coś zrobił, to prędzej godził się na to, gdy ona go o to poprosiła. Chociażby tak jak z tą przeklętą gra na wiolonczeli. Chodził na te lekcje tylko dlatego, że to mama tego chciała.
Jego relacje z ojcem zawsze były trudne. Ten widział w nim syna idealne, swoją wierną kopię, więc gdy Jay nie podążał jego śladami pojawiały się zgrzyty. Zawsze miał dość wybuchowy charakter, toteż kiedy papcio na niego naciskał dochodziło do awantur. Był pryz tym niezwykle uparty i bezczelny dodatkowo pogarszając sytuację. W którymś momencie działanie przeciw opiekunowi stało się dla niego formą rozrywki. Szczególnie, że wiedział, że mimo wszystko ojcu na nim zależało i chce dla niego jak najlepiej. Szkoda tylko, że źle się do tego zabierał. Na Yi nigdy nie dało się niczego wymusić siłą. Zwykle przynosiło to kompletnie odwrotny skutek.
W ogóle Jay ma dość dziwny system wartości. Na pierwszym miejscu stawiał zawsze to co sprawiało mu przyjemność. Jednocześnie nie chciał sprawiać zbyt wielkiego zawodu matce. Mimo to, i tak działał czasem wbrew niej woląc uciec z lekcji niż tak jak go prosiła zostać na tym teście z historii. Później miał wyrzuty sumienia, więc zajmował się czymś co pozwoliłby mu się ich pozbyć. Najczęściej lekarstwem było darcie się do mikrofonu.  To zawsze była najlepsza odpowiedź na wszystko. Kochał to wiążąc z tym swoje jedyne plany na przyszłość. Nie ma pojęcia kim miałby być, jeśli nie muzykiem. Trochę go to przeraża. Przecież nie wszystkim zespołom się udaje zdobyć na tyle duża popularność by móc z tego normalnie żyć. Jednocześnie zdawał sobie sprawę, że nic innego nie potrafi. Ten strach jest jedną z tych rzeczy do których nikomu się nie przyznaje. Bo przecież to śmieszne, że twoim największym lękiem jest nieznana przyszłość. Nie coś tak trywialnego jak ogień, ciemność czy robaki, a właśnie brak planu awaryjnego.
Jeśli chodzi o jego relacje z innymi ludźmi, nie ma łatwego charakteru. Na pewno nie każdemu przypadnie do gustu jego sposób bycia, jego bezczelność i pewność siebie. Jest przy tym dość arogancki i zadziorny sprawiając wrażenie, że dosłownie na niczym mu nie zależy. Nie jest tak do końca, ale zdecydowanie nie zamierzał się nikomu tłumaczyć ze swoich motywów. Robi dokładnie to na co ma ochotę czy to się komuś podoba czy nie. Zwykle też nie przywiązuje się zbytnio do ludzi. W jego życiu było zaledwie kilkoro, których mógłby nazwać prawdziwymi przyjaciółmi, miłostkami czy tym podobne. Uważa bowiem, że o wartości kogoś nie znaczy ilość posiadanych znajomych a siła tych więzi. Woli mieć tylko jedną bliską osobę, niż na pęczki kumpli, którzy odwrócą się od niego przy pierwszej okazji. Kim takim był dla niego cały jego zespół. Ta czwórka debili, którzy stali za nim murem, udostępniając mu kanapę i łazienkę kiedy najbardziej tego potrzebował. Nie wiedział czy uda im się przetrwać rozłąkę, ale nawet jeśli nie ci zawsze będą głęboko w jego sercu. Są mu bliżsi niż własny ojciec, choć o to akurat nie trudno.
Z rzecz dodatkowych, kocha imprezy i dobrą zabawę. Jeśli gra muzyka, najlepiej głośna, czuje że żyje. Uwielbia się wydurniać, jeśli jest w swoim zaufanym gronie, choć nie ma oporów by ktoś publikował żenujące filmiki z nim. Uznaje to, za dobry żart i tyle. Ma też drobny problem z szanowaniem autorytetów i osób starszych. Po prostu nigdy nie miał dostatecznego wzoru do naśladowania, który by mu pokazał o co w ogóle w tym chodzi.

ZAINTERESOWANIA
Przede wszystkim muzyka. To co zaczęło się  jako przymuszone lekcje gry na wiolonczeli przerodziło się w pasję i jego sposób na życie. Kocha to robić i nie widzi się nigdzie indziej niż na scenie. Jego specjalnością jest wokal i to na tej pozycji się widzi. Wbrew swojemu niewinnemu wyglądowi potrafi zaskoczyć naprawdę mocną barwą wyrażaną często za pomocą screamu czy growlu. Oczywiście w spokojniejszym stylu się również odnajdzie, ale to właśnie rock i ostre brzmienie gra mu w duszy. Dodatkowo gra na gitarze choć prawdę mówiąc za nic nie podjąłby się zostania głównym gitarzystą. Mikrofon jest o wiele bardziej pociągający.  
Tatuaże to druga z dziedzin którą się pasjonuje. Obecnie ma na ciele 5 obrazków. Pierwszym był kompas wytatuowany na prawym barku mający symbolizować ciągłe podążanie we właściwym kierunku i parcie do przodu.  Drugim była pajęczyna na lewym ramieniu mający dać wyraz powolnemu składaniu różnych czynników mających razem stworzyć cos niezwykle wytrzymałego nawet jeśli z pozoru jest to coś ledwo widocznego i nieistotnego. Kolejny to tatuaż na jego klatce piersiowej tuż pod obojczykami. Jest to napis „Rule the Fate” o dość oczywistym znaczeniu. To ty rządzisz swoim przeznaczeniem i nikomu nic do tego. Czwarty to niewielka liczba „4” na małym placu lewej ręki. Oznacza wszystkich bliskich w jego życiu, momenty przełomowe plus trywialnie był on  zrobiony jako czwarty w kolejności. Ostatnim jest mikrofon pojemnościowy wytatuowany tuż przed przylotem do Koreii na jego lewym boku na żebrach. Miał być on odzwierciedleniem jego marzeń, czymś co mu przypomina kim jest i do czego dąży. No i rasowy wokalista zawsze powinien mieć przy sobie mikrofon.
Jako typowy i stereotypowy dzieciak z ameryki uwielbia jazdę na desce, imprezy i beztroski styl życia. W Bostonie o ile nie był w garażu na próbie bardzo często można go było spotkać w skateparku. Połamał całkiem sporo desek jak i dwa razy wylądował z nogą w gipsie po nieudanym triku.
Interesuje się również grafiką komputerową ale to już jedynie w ramach hobby lub zajęcia na nudne wieczory czy bezsenne noce

INNE
-Wiele osób mówi mu, że jest podobny do Oikawy Hidefumiego z Butterfly Effect, co go na początku wybitnie irytowało. Obecnie ma z tego całkiem dobrą zabawę, podrywając na to dziewczyny, ewentualnie wkręcając je, że jest jego dalekim kuzynem.
-Ma 5 tatuaży i już planuje kolejne.
-Trzy razy udało mu się zwiać przed policją gdy ta zrobiła nalot na nielegalne imprezy. Co zabawne pomimo wielu wpadek nie był ni razu notowany. Policja tylko raz odwiozła go do domu za włóczenie się po mieście w czasie w którym powinien być a szkole.
-Rzuca palenie, przez co nie rozstaje się ze swoim elektronicznym papierosem. Uwielbia liquid arbuzowy.
-Jego słabością są chrupki i prażynki krewetkowe.
-Uwielbia swój nieduży wzrost i za nic nie chciałby podrosną jeszcze tych kilku centymetrów.
-Ma prawdziwego kota na punkcie swoich włosów. Od kilku lat non stop farbuje je na różne odcienie blondu od czasu do czasu przełamując monotonię jakimś szalonym kolorem pokroju różu, zieleni czy szarości.
-Pomimo tego, że jego ojciec jest chińczykiem i Jay doskonale zna ten język, zwracał się do niego tylko po angielsku. Ot dla czystej złośliwości. Również reagował tylko wtedy jeśli tata mówił do niego w tym języku.
-Chociaż urodził się w Święta Bożego Narodzenia, nigdy za nimi nie przepadał. W końcu nawet przestał je obchodzić nie widząc w nich absolutnego sensu.
-Nie przepada za słodkim jedzeniem. Takiej waty cukrowej lub tych wielkich lizaków w ogóle nie tknie.
-Ukradł ojcu kluczyki do samochodu i spuścił je w toalecie po tym jak ten zamknął na kłódkę jego mikrofon i gitarę w piwnicy.
-Kompletnie nie zależy mu na debiucie w Korei. W wytwórni jest tylko po to by podszkolić swój wokal. Nie zamierza się uczyć ani tańca ani rapu gdyż jest mu to kompletnie do niczego nie potrzebne. Chce zostać w Seulu przez rok po czym wróci do Bostonu by tam wydać płytę ze swoim zespołem.  
-Jego zespół nie ma ambitnej nazwy. Są po prostu „The Band” i prawdopodobnie to się zmieni gdy już zaczną oficjalną prace nad albumem.
-Ma alergię na jad pszczół, os i tego typu latającego ścierwa. To chyba robaki, które faktycznie wywołują u niego coś w rodzaju strachu, ale wizja puchnięcia, zwijania się z bólu i duszenia wcale nie jest obiecująca.
Powrót do góry Go down
Król Gry
Admin
Król Gry



Yi Jayden Empty
PisanieTemat: Re: Yi Jayden   Yi Jayden EmptyNie Lip 17, 2016 9:39 pm

Akcept.
Powrót do góry Go down
 
Yi Jayden
Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1
 Similar topics
-
» Yi Jayden

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
 :: HYDE PARK :: Stare Karty Postaci-
Skocz do: